W ostatnim czasie przeczytałam bestsellerową książkę „Hygge” w błyszczącej okładce i padło w niej zdanie, że moda na sport i zdrowe jedzenie jest zagrożeniem dla tej „duńskiej sztuki szczęścia”. Co to znaczy „hygge” i w jaki sposób prowadzić hygge-zdrowy styl życia? Czy to są wzajemnie wykluczające się pojęcia? W tym poście wyjaśnię to zjawisko i podzielę się kilkoma przemyśleniami.
Co to jest „hygge”?
Hygge to duńskie określenie opisujące spędzanie czasu w gronie osób, przy których czujemy się bezpiecznie i swobodnie. To czas, gdy jest miło, ciepło i przytulnie. To dostrzeganie tych wszystkich drobnostek, które nas uszczęśliwiają. Na pewno najważniejsze dla hygge są relacje międzyludzkie, choć bardzo istotne są też przyjemne chwile, które potrafimy spędzać samemu ze sobą.
Hygge może być zarówno czasownikiem, rzeczownikiem, jak i przymiotnikiem. Mogę napisać, że w miniony weekend hyggowałam (czasownik) z przyjaciółkami, siedząc w piżamie do 14 i jedząc ulubioną granolę. Teraz natomiast piszę post przy moim hyggelig (przymiotnik) biurku rozświetlonym ciepłym światłem lampek choinkowych. W tym roku chciałabym częściej organizować hygge (rzeczownik) z przyjaciółmi.
W różnych językach występują pojedyńcze słowa, których nie da się prosto wytłumaczyć w innym języku [1]. Przykładowo – w języku japońskim występuje słowo oznaczające czynność odkładania nowej, nieprzeczytanej książki na stos innych, również nieprzeczytanych książek. Znacie to? Czujecie o co chodzi? Po japońsku nazywa się to „Tsundoku”. Podobnie jest z hygge – nie da się go wytłumaczyć jednym słowem, ale i tak wiadomo, o co chodzi.
Hygge – co, gdzie, kiedy, jak i dlaczego
W marcu 2016 roku ONZ opublikowała raport dotyczący Światowego Indeksu Szczęścia (World Happiness Index [2]). Najbardziej szczęśliwym spośród 157 państw świata został niewielki kraj, położony na północy Europy – Dania. Co ciekawe, w pierwszej piątce są też inne kraje skandynawskie i nordyckie. Dzięki temu książki o „duńskiej sztuce szczęścia” stały się tak popularne. Przyznajcie, że wynik tego raportu jest zaskakujący. Przecież tam jest ciemno, zimno i mokro przez większą część roku! Nawet gorzej, niż w Polsce! To jednak, wraz z kilkoma ważnymi czynnikami (niewielkie rozmiary państwa, tradycje życia domowego, koncepcja państwa opiekuńczego i równość społeczna), przyczyniły się do powstania zjawiska hygge. Bo zamiast narzekać i biernie czekać na lepszy czas, Duńczycy wolą w otoczeniu rzeczy tworzących przytulną atmosferę i dobrego jedzenia spotkać się w miłym gronie bliskich osób.
Hygge przy stole
Ważnym elementem wspólnego hygge jest jedzenie. Czy znacie jakąś kulturę, w której zwyczaje kulinarne nie pełnią ważnych funkcji, nie spajają społeczności? Ja nie znam. Ale za to jestem miłośniczką wspólnego planowania menu, gotowania i jedzenia. Staram się zawsze znaleźć czas, aby samodzielnie przygotować coś pysznego, gdy zapraszam kogoś do siebie lub idę na imprezę. Bardzo doceniam własnoręcznie przygotowane smakołyki. Pewnie podobnie do wielu z Was, praktykowałam hygge zanim to było modne. Bliskie są mi słowa autorki: „Element osobistego zaangażowania i cudowny zapach własnoręcznie przyrządzonej potrawy podkreślają, że jesz coś autentycznego i wyjątkowego, co nie ma nic wspólnego z masową produkcją. Gdy wkładasz czas i energię w przygotowanie domowego obiadu albo ciasta własnej roboty, tworzysz przy stole nastrój hygge. Potrawy nie muszą być wyrafinowane ani trudne do przyrządzenia.”
Hygge zagrożeniem dla zdrowia?
W powyżej przytoczonych słowach jest mowa o potrawach, których skład dobrze znamy, bo zostały zrobione własnoręcznie. O prostocie. Niestety, nie zawsze oznacza to warzywa pokrojone w słupki i domowy hummus. Często równa się to racuszkom, bułeczkom i innym słodkim przekąskom. Duńczycy są – cytuję autorkę – „drugimi największymi łasuchami w Europie”. Nie wiem tylko, na jakie badania się powołuje, ponieważ nie towarzyszą Polakom w pierwszej dziesiątce najgrubszych państw europejskich… [3] Niemniej jednak zapytana o opinię Heidi Boye, ekspertka i badaczka zachowań konsumenckich stwierdziła: „Ogromnej większości Duńczyków hygge kojarzy się z piciem alkoholu i wystawianiem na stół często dość niezdrowych przekąsek. (…) Hygge to zaprzeczenie wyścigu szczurów. Zasługujemy na przerwę od wymagań szefa i dobrych rad ekspertów od zdrowej żywności, dlatego pod pretekstem hygge obżeramy się słodyczami – i to bez specjalnych wyrzutów sumienia.”
Czy moda na bycie fit zniszczy hygge?
Czytając o życiu w przyjaźni z naturą, z cyklem pór roku, o wspólnych, własnoręcznie przygotowywanych posiłkach nie spodziewałam się zgrzytu, który wywołał we mnie poniższy fragment:
„Jednak pewne trendy społeczne stanowią dziś wyzwanie dla hygge. Entuzjastyczny kult ciała i zdrowia w pewnych grupach kwestionuje tę praktykę, która często łączy się z jedzeniem ciast i innych słodkości oraz piciem piwa i wina. Powstaje coraz więcej klubów fitness, Duńczycy mierzą ciśnienie i poziom cholesterolu częściej niż kiedykolwiek, a tysiące ludzi nagle zaczęło biegać w maratonach, a więc uprawiać niszowy sport, dawniej zarezerwowany dla nielicznych nadgorliwców, który nigdy nie miał stać się masową rozrywką. Z tego punktu widzenia hygge ma poważny problem wizerunkowy, a jeśli moda na zdrowy styl życia utrzyma się i ogarnie całe społeczeństwo, hygge może znaleźć się w tarapatach.”
Marie Tourell Søderberg podpowiada jedynie, że alternatywą może być zmiana skojarzenia hygge – zamiast moszczenia się na kanapie, spacery na świeżym powietrzu…
W jaki sposób zdrowy styl życia może być hygge?
Na końcu opisywanej książki znajduje się słowniczek pojęć. Hyggemad to hygge-jedzenie. A caféhygge to beztroskie spędzanie czasu w kawiarni, która jest hyggelig, czyli przytulna. Bardzo mnie rozbawiło to, że właściwie wszystko w tym zbiorze może mieć przedrostek „hygge” – hygge-piwo, hygge-oświetlenie, poranne hygge. itp. Czemu więc nie hygge-fit? Albo hygge-zdrowy? 😉
Zdrowy styl życia może kojarzyć się jako coś pozbawione spontaniczności, z mnóstwem reguł. Posiłki co 3 godziny, niejedzenie przed snem, unikanie różnych produktów żywnościowych, obiad i kolacja w odważonych ilościach w pudełku. Jak tu dać komuś gryza, zjeść na spółę, wpaść do kogoś na kolację po 20 czy dogodzić wszystkim gościom, jeśli jeden postanowił pożegnać się z glutenem, drugi jest weganem a trzeci na kolację jada samo białko. Wyobrażacie sobie być gospodarzem w takiej sytuacji i zastanawiać się, co komu podać, aby wszyscy byli zadowoleni i by jedzenie było dodatkiem/pretekstem/tłem spotkania a nie „gwoździem programu”? Bycie gościem z wymaganiami też nie jest łatwe, bo nie jest miło siedzieć „o herbacie”, ani odmawiać spróbowania tego, co przygotowane na stole.
Z drugiej strony – czy tylko tłuste i kaloryczne jedzenie tworzy „słodki nastrój”? Zwykle mam dylemat, co przygotować na spotkanie. Wiem, że wszyscy będą zachwyceni moim brownie czy ciastkami czekoladowymi. Ale przecież mam wypróbowanych tyle zdrowych przepisów, że mogę zrobić np. ciastka owsiane albo hummus i dać innym możliwość poznania nowych smaków. Zauważyłam też, że coraz częściej na imprezach pojawiają się fit-przekąski. I nastrój jest naprawdę hygge, gdy podczas filmu wyświetlanego z projektora podjadamy sałatkę owocową i wspomniany hummus.
W kwestii sportowego hygge pewnie kiedyś powiedziałabym, że aktywność fizyczna i miłe spędzanie czasu to dwa bieguny! Ale teraz jest w dużym stopniu na odwrót! Parę miesięcy temu zaproponowałam mojej koleżance z pracy, aby zapisała się na zajęcia do mojego klubu. Ona jest bardzo szczupła, więc przez krótką chwilę zastanawiałam się, czy jednak nie będę się przy niej krępować, ale szybko pozbyłam się tej myśli. Teraz bywa, że na zajęciach jestem z 4 koleżankami, więc czasem prowadzący nas upominają, gdy za dużo się śmiejemy! Zwłaszcza, gdy jest to streching…
Jestem pewna, że obsesyjne dbanie o procentową ilość białka, węgli i tłuszczu w diecie oraz rozpaczanie, gdy z planu treningowego wypadnie jeden dzień, zupełnie nie jest hygge. Ale jestem gorącą zwolenniczką tego, że zdrowe jedzenie i aktywność fizyczna wplecione w spotkania z bliskimi osobami i dbanie o swój rozwój osobisty pomagają czuć się lekko zarówno na ciele, jak i duszy. Nie ważne, jak to zostanie nazwane. Zdrowie ma przecież kilka wymiarów – fizyczny, ale także psychiczny, społeczny i duchowy.
Pomysły na zdrowe hyggowanie
Jak to zrobić w praktyce? Tutaj kilka moich wypróbowanych pomysłów i rzeczy, które chciałabym spróbować:
- Zrób zdrowe muffinki lub owsiane ciasteczka, spakuj do pudełka i poczęstuj znajomych na przerwie w pracy, przerwie w zajęciach.
- Przygotuj zdrowe przekąski (możesz też je kupić, skorzystaj z moich podopowiedzi) i zrób piknik – choćby na ławce pod blokiem.
- Nie znam wielu ludzi, którym nie smakuje hummus. Przygotuj go sama lub kup gotowy, pokrój warzywa w słupki (marchewkę, paprykę, seler naciowy, kalarepę, ogórka) i weź np. chrupkie pieczywo, chleb żytni, wafle ryżowe lub kukurydziane. Każdy bierze sobie co chce i macza w hummusie. Wymaga to tylko trochę więcej zachodu, niż kupienie chipsów, ale ile wrażeń smakowych więcej!
- Jeśli masz sokowirówkę to możesz przygotować różnokolorowe soki i podać w kieliszkach. Podobnie w przypadku smoothie lub koktajli – każdy może zrobić sobie własną kompozycję.
- Upiecz banany na grillu. Wystarczy położyć je na kratce w skórce, a gdy staną się czarne i pękną są gotowe do jedzenia.
- Wybierz się na jedzeniowy festiwal, np. Najedzeni Fest lub Foodstock w Krakowie; Targ Śniadaniowy albo miejsce „zjazdu” foodtrucków. Tam zawsze można znaleźć jakieś ciekawe i zdrowe propozycje.
- Zorganizuj piżama-party. Niech każdy weźmie ciepłą piżamę i koc, zapal lampki choinkowe i koniecznie zrób kakao – może być na mleku roślinnym i ze zdrowym słodzidłem 😉
- Zaproś kogoś na śniadanie, które będzie zdrowym początkiem dnia!
Uwielbiam ten styl. Przypomina mi trochę ciuchy vintage, jeśli chodzi o ubiór. Mają też przepiękne dodatki, np. takie torby vintage – https://www.belveder.com.pl/sklep/torby-meskie/vintage/. Co wy na to? Czy takie torby męskie mogłaby nosić również kobieta? 🙂